Zalany komputer, wywiady na kolanach, przeorany Szczęsny. Clasico, jakiego nie znacie

Mecze Realu Madryt z FC Barceloną są jednym ze szczytów piłkarskiego świata nie tylko dla piłkarzy i trenerów, ale także dla komentatorów sportowych. W Polsce jedną z osób, którym najmocniej “bije licznych” kolejnych skomentowanych El Clasico, jest Mateusz Święcicki, który dużo widział i chętnie się tym dzieli.
Przemysław Langier (Interia Sport): Umówmy się – Clasico to lot w kosmos. Byłeś przytłoczony swoim pierwszym?
Mateusz Święcicki (dziennikarz Eleven Sports, regularnie komentuje El Clasico): – Właśnie nie, a przypadło na to naprawdę głośne – gdy Messi w ostatniej minucie “rozwiesił pranie”. Może dlatego, że jak jesteś młodszy, to wiele rzeczy do ciebie nie dociera. Nie było żadnego szoku, a jak mecz się zacznie, to w ogóle znika wszystko, co wokół – bez względu, czy mówisz do dwóch osób, czy dwóch milionów. Natomiast zgadzam się, że jest to wydarzenie jak z kosmosu i najlepiej widać to po zainteresowaniu globalnym – ilu przyjeżdża dziennikarzy z różnych krajów, ile jest telewizji. Powiem coś brutalnie – jedziemy na Der Klassiker i jesteśmy my, telewizja niemiecka i francuska. Jedziemy na derby Mediolanu lub derby Włoch i jesteśmy my, telewizja włoska i jakaś chińska. A jedziemy na Clasico i przed meczem dookoła boiska jest rozstawionych tyle standów z dziennikarzami, że nie ma miejsca, by włożyć szpilkę. To jedyny klub na świecie, który generuje takie zainteresowanie.
Wchodzisz na takie Bernabeu i co jest w głowie?
– Jego wielkość. Ten stadion po modernizacji jest jeszcze większy, a pod kątem akustyki jest najbardziej genialnym stadionem na świecie, a już zwłaszcza, jak zamkną dach. Do tego odpalają ten ekran 360 stopni… Trudno to porównać z czymkolwiek i zawsze zadaję sobie pytanie: jaką trzeba mieć psychikę, by mieć 17-18 lat i to wytrzymać. Z mojego punktu widzenia zdecydowanie łatwiej komentować El Clasico, niż jakikolwiek inny mecz. Z prostego powodu: zachowujesz większą koncentrację i bardziej drobiazgowo się przygotowujesz, do tego wiesz, że będzie to mecz na dobrym poziomie – a wtedy samo leci. Wyznaję taką teorię, że najtrudniej sprzedać beznadziejny mecz, bo podczas niego zapętlasz się w takim stwierdzeniu, że jest słabo – i ludzi może to w pewnym momencie irytować. A w Clasico zawsze kapitalnie podają i kapitalnie strzelają. Komentowanie tego meczu jest trudniejsze tylko w jednym aspekcie – że jedni i drudzy są przekonani, że sprzyjasz tej drugiej opcji.
- Jan Urban gasi plotki ws. Lewandowskiego. “To Flick usłyszał od Roberta”
- Leszek Ojrzyński: docierały do mnie słowa trenera Legii, ale nie wnikałem
Masz tu jakieś przykre doświadczenia?
– Napisałem kiedyś tekst, że Luka Modrić słusznie dostał Złotą Piłkę. Ktoś mnie oznaczył na Twitterze, że to skandaliczny tekst, że najlepszy jest Messi. Ten chłopak miał zdjęcie profilowe, utkwiła mi w pamięci jego twarz. I jestem na lotnisku, a… on podchodzi do mnie i prosi o zdjęcie. Mówię: zaraz, przecież pan mnie dopiero obrażał. Usłyszałem wtedy jedno zdanie, które pozwoliło mi bardzo dużo zrozumieć – że się z tym nie da wygrać. Że widzisz tekst, w którym ktoś twierdzi, że Messi nie jest najlepszy, i nie możesz przejść obok.
A na stadionie nikt ci nie skakał do gardła?
– W Clasico nie, ale podczas meczu Barcelony – tak. To było w Sewilli, gdy Barcelona pojechała na Real Betis. Gdy komentowaliśmy mecz, tamtejsi kibice byli przekonani, że jesteśmy z jakiegoś barcelońskiego medium, bo nasz język kojarzył im się z katalońskim. Do tego na Betisie zazwyczaj nie pojawiają się zagraniczni komentatorzy, a my się darliśmy po bramkach Barcelony. Nic tak nie wkurza, jak komentator drący się po golach, gdy traci je twoja drużyna. Stajesz się wtedy wrogiem – jak pada gol w 90. minucie, to nie tylko piłkarze odbierają ci ten remis, bo robi to też komentator. Byli w szoku, gdy napisaliśmy im na telefonie “nie jesteśmy z Katalonii”.
Kuriozalne sceny podczas El Clasico
Miałeś jakieś wpadki podczas Clasico, które pamiętasz po latach?
– Pojechaliśmy kiedyś na Camp Nou. Na stadion można wnieść racę, ale nie można butelki wody – nawet, jak jesteś dziennikarzem sportowym. Musiałem kupić na miejscu. Do wyboru była woda lub cola – na moje nieszczęście wybrałem to drugie. Oczywiście nie mogą ci tego sprzedać w butelce, więc przelewają, i kiedy podczas którejś sytuacji boiskowej trzeba było krzyknąć, poruszyłem jakiś kabel, a on przewrócił kubek. Wszystko wylało się na laptopa i cena za naprawę wyniosła trzy tysiące złotych. Pan mi powiedział, że woda nie zrobiłaby takich zniszczeń… Pomyślałem sobie, że od tego momentu nigdy więcej coli na stadionie.
– Co do innych zdarzeń, to może nie wpadka, ale w sumie coś zabawnego. Kiedy po meczu schodzisz do strefy wywiadów, musisz ustawić się tak, by nie zasłaniać obrazu kamerze. Dlatego… trzeba uklęknąć. Wygląda to dosłownie w ten sposób, że wywiad z Mbappe lub Lewandowskim robisz na kolanach. Obrazek jest kuriozalny.
Dobre zdjęcie można zrobić!
– I poprosiłem o takie kolegę! Ale nigdy go nie opublikuję, bo wiesz dobrze, że będzie to milion razy wykorzystywane przez internetowych śmieszków, którzy chętnie śmieją się z innych, ale gdy ich się dotknie, to mają już z tym problem. A, skoro pytasz o wpadki, to jeszcze jedna historia przychodzi mi do głowy, choć to nie mnie się zdarzyła. Jeden z moich kolegów z Argentyny miał robić po Clasico wywiad z Sergim Roberto i Ferranem. Doszło do jakiejś pomyłki i zamiast któregoś z nich, podszedł do niego Joao Cancelo. Zaczyna się wywiad na żywo, a kolega mówi: razem ze mną jest Ferran Torres. Cancelo na to: ja nie jestem Ferran Torres. I pyta go: wiesz w ogóle, jak się nazywam? Ten dziennikarz był już w tym momencie zmasakrowany, w redakcji pewnie kilku “kolegów” zadowolonych, że taka wtopa. Chłopak miał dosłownie łzy w oczach, a na domiar złego Cancelo był na tyle poirytowany zdarzeniem, że odszedł. Przytuliłem tego chłopaka i stwierdziłem, że spróbuję pomóc. Podszedłem do rzecznika Barcelony i poprosiłem, by Cancelo – jak już wróci po obchodzie innych redakcji – wrócił, może podejdzie z dystansem. I faktycznie tak się stało, usiedli ponownie na chwilę. Ale te dwie-trzy minuty to był koszmar. Moim zdaniem to było ze stresu.
Rozmawiając z tymi piłkarzami, masz wrażenie, że poziom ich odrealnienia ze względu na stałe przebywanie w kosmosie jest dużo większy, niż na przykład u polskiego zawodnika?
– Nie, to jest to samo. Poza tym z doświadczenia widzę, że im większy piłkarz, tym lepsze zachowanie. Przykładowo – Ilkay Gundogan, czy Luka Modrić. Ogromna klasa, a piłkarsko giganci. Ale generalnie piłkarze zachowują się naturalnie, traktują to, jako obowiązek, który muszą zrobić. Z tego, co widzę, wszystko, co wokół meczu, nie generuje żadnych patologicznych zachowań – one się zdarzają z dala od boiska. Zwróciłbym tylko uwagę na to, że zdecydowanie trudniej jest zrobić rozmowę po meczu, niż go skomentować. Po meczu nigdy nie wiesz, kto przyjdzie, robi się zamieszanie, jest hałas, mówią ci, że przyjdzie Pedri, ustawiasz sobie w głowie pytania do Pedriego, a przychodzi ktoś inny. Do tego ludzie zawsze oczekują, że to będzie wyjątkowy wywiad, a nie da się takiego zrobić.
Clasico może w ogóle spowszednieć?
– W tej chwili jest wręcz przeciwnie – stały się wyjątkowe. Mamy w nich w końcu Polaków. Ale był taki moment po erze Cristiano i Leo, że pojawił się lęk, czy te mecze nie będą gorsze. Zresztą i takie przyszły, kończyły się 0:0. W ostatnim czasie znów jest święto futbolu, pada mnóstwo bramek. Kamil Grabara powiedział kiedyś takie zdanie, że wzrost zainteresowania piłką jest wtedy, gdy Barcelona gra w sposób fantastyczny, a rywalizacja z Realem jest fascynująca. Wtedy młodzi ludzie zaczynają się interesować piłką i myślę, że jest w tym trochę prawdy.
Jakie migawki związane z meczami Barcelony z Realem najmocniej siedzą ci w głowie?
– Po pierwsze sytuacja zmarnowana przez Roberta Lewandowskiego na Bernabeu przed rokiem. To była okazja na hat trick. Piotrek Urban, syn naszego selekcjonera, powiedział mi ostatnio taką rzecz: patrz, Messi strzelił 60 hat tricków w karierze, Lewandowski pewnie też dużo, choć nie tyle, a Janek strzelił jednego i się wozi całe życie (śmiech). Druga migawka to mecz, w którym Real prowadził już 2:0, a Barcelona jeszcze przed przerwą ten wynik odkręciła. Przede mną siedział taki starszy pan, i po pierwszej połowie, którą Barca wygrała, a on słyszał, że wcześniej darliśmy się po golach Mbappe, odwrócił się i pokazał nam gest Kozakiewicza, coś tam jeszcze wrzeszczał. Jedyną rzeczą, jaką mogliśmy zrobić, to milczeć, nic innego nie miało sensu. Facet myślał, że jesteśmy z Real Madrid TV, coś tam jeszcze do nas przeklinał. Zabawne, że tutaj byłem komentatorem Realu, a na stadionie Betisu – komentatorem Barcelony.
Wojciech Szczęsny pokazał wiadomość od byłego trenera. A tam: “Hahahaha”
Towarzyszyłeś Wojtkowi Szczęsnemu przy jego powrocie do gry w piłkę, przy podpisywaniu kontraktu z Barceloną. On coś mówił wtedy o grze w Clasico? Napalał się na to?
– Kiedy kończył karierę, zapytałem go o marzenia. Powiedział, że… na pewno pojadę w tym roku na El Clasico, jako kibic. A on po końcu kariery zagrał w trzech takich meczach! Samospełniające się proroctwo. Był na to nagrzany. Spytałem go kiedyś też, czy widzi różnicę, jeśli chodzi o zainteresowanie Juventusem i Barceloną. Odpadł, że to inny świat. Że liczba wiadomości, które są produkowane, newsów, fake newsów, to wszystko dookoła… Ja mam wrażenie, że z Realu i Barcelony żyje mnóstwo osób. Była kiedyś taka sytuacja – trenerem Mallorki był Javier Aguirre, przyjechał grać na Camp Nou. Nagle na konferencji dostaje pytania od osób, które przedstawiają swoje redakcje: El dies del Barca (dziesiątka Barcy), później Iniestazo – kolejny profil, który ma setki tysięcy followersów. On przyzwyczajony do konferencji, na których są dziennikarze “Asa”, “Marki”, a tutaj nagle Iniestazo… “Iniestazo? Co to jest?”. Zaraz kolejny profil tego typu. On był w szoku, ale to pokazało, ile tych oddolnych inicjatyw osiągnęło sukces poprzez mówienie tylko o Barcelonie lub Realu. W Polsce jest podobnie. To zupełnie nie funkcjonuje w przypadku innych klubów na świecie. “Lewy” kiedyś mi powiedział, że próbował to wszystko czytać, ale strumień informacji dotyczących Barcy jest tak wielki, że to nie ma sensu. Dlatego piłkarze nawet nie odpowiadają na te wszystkie fake newsy. Żeby to robili, musieliby zatrudnić sztab ludzi.
Wracając do Wojtka Szczęsnego… Gdy widziałeś, jak w jednym z meczów z poprzedniego sezonu łapie czerwoną kartkę, a Real strzela szybko gola na 2:5, miałeś w głowie myśl: oho, zaraz się zrobi 5:5 i Szczęsny nie będzie miał po co wracać do Barcelony?
– Nie, nie wydawało mi się, że tak się może skończyć. Ale Wojtek pokazywał mi po tamtym meczu wiadomość głosową, jaką nagrał mu Massimiliano Allegri, trener, z którym ma niezwykłą i ciepłą relację. Tam było coś w rodzaju: “hahahahahaha, co ty zrobiłeś?”. Później oczywiście napisał mu już coś bardziej poważnego, z pozdrowieniami, ale ten głos śmiejącego się Allegriego był przesłodki.
– Skojarzyła mi się jeszcze jedna scena. Tydzień z tamtym El Clasico był dla Barcelony bardzo intensywny, bo był też mecz z Interem w półfinale Ligi Mistrzów. Skończyło się tamto spotkanie, a Szczęsny na środku boiska kuca i… zaczyna płakać. Ja nie wiem, o co chodzi. Inni dziennikarze mówią mi: na pewno zagrał ostatni mecz, płacze i się żegna, pewnie nie podpisze nowego kontraktu. Spytałem go o to później, a on powiedział, że dla niego ten dwumecz – Clasico i Inter – był takim obciążeniem psychicznym, że to wszystko z niego zeszło po ostatnim gwizdku. Pomyślałem sobie: czyli nawet ciebie to dotyka. Czasem poza “jestem ponad wszystko” może ulec załamaniu.
Kibice Barcelony i Robert Lewandowski
Wojtek znów zagra w Clasico, ale będzie brakować Roberta Lewandowskiego. Tym razem przez kontuzję, ale majowym meczu był zdrowy, a cały przesiedział na ławce. Było to trudne dla jego ego?
– Robert jest piłkarzem o mentalności zmuszającej go do przeżywania w sposób szczególny, gdy siedzi na ławce. I dobrze – bo gdyby nie to, pewnie nie byłby w miejscu, w którym jest. Teraz myślę, że gdybyśmy powiedzieli mu, że jak da 2 mln euro, by być zdrowym na Clasico, to by dał. Natomiast zastanawiam się, czy on będzie w stanie po tych kontuzjach wejść na poziom z poprzedniego sezonu, gdy zagrał w 58 meczach. To mnie bardzo niepokoi.
Gdy obserwujesz barcelońską publiczność, to jak ona dziś odbiera Lewandowskiego?
– Jak piłkarza będącego u schyłka kariery w Barcelonie. Moim zdaniem dziś nie generuje gigantycznego zaintersowania – bo jest Lamine Yamal, bo są kontuzje, bo inne tematy. Natomiast jest taka jedna, ciekawa statystyka. Wiesz, ile minut w tym sezonie spędzili razem na boisku ludzie, którzy strzelili w poprzednim sezonie 94 gole, czyli Raphinha, Yamal i Lewandowski? 15 minut! To jest odpowiedź na pytanie, czemu nie pada tyle bramek, czemu są problemy z Gironą, czy Sevillą.
Clasico w ten weekend zostanie rozegrane niemal w rocznicę najlepszego meczu przeciwko Realowi w wykonaniu Roberta Lewandowskiego. 4:0 na Bernabeu, dwa gole. Gdy z nim rozmawiałeś po tamtym spotkaniu, czuł się jak król świata?
– Szczerze? Wyczuwałem, że był bardziej wkurzony na to, że nie skończyło się hat trickiem, bo strzelił dwie bramki, ale zmarnował najdogodniejszą z tych okazji. Lubię słuchać, jak on mówi, że nie liczy swoich bramek. Tak, jasne, Mbappe też nie liczy. Przecież oni po to grają.
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd? Napisz do nas




