Nie do wiary, co się stało w meczu Świątek! Nagle szok Tenis

Po zaskakująco łatwych zwycięstwach Igi Świątek nad Madison Keys (6:1, 6:2) i Jeleny Rybakiny nad Amandą Anisimovą (6:3, 6:1) na początek drugiej kolejki WTA Finals dostaliśmy mecz, który miał mieć całkiem inną temperaturę. I miał.
Zobacz wideo Iga Świątek? “Trudny temat”. Karol Strasburger z ważnym przesłaniem
Świątek i Rybakina jeszcze się rozgrzewały, gdy na ekranach zobaczyliśmy, że sztuczna inteligencja daje Polce 57, a jej rywalce – 43 proc. szans na wygranie tego meczu. To miał być zacięty pojedynek. I przy tym bardzo dobry. Bo jeden zacięty już w WTA Finals 2025 mieliśmy, ale starcie Coco Gauff z Jessiką Pegulą rozczarowało poziomem. Zwłaszcza przez młodszą z Amerykanek, która popełniła aż 17 podwójnych błędów serwisowych, a do tego z samego forhendu miała aż 45 niewymuszonych pomyłek.
Świątek zaczęła idealnie. Górowała nad Rybakiną nawet serwisem
Tu liczyliśmy na widowisko podobne jak w czwartej rundzie tegorocznego Roland Garros, gdzie Świątek odwróciła mecz i wygrała 1:6, 6:3, 7:5, choć przegrywała 1:6, 0:2. Oczywiście my, kibice Polki, życzyliśmy sobie zaciętego i dobrego meczu, ale koniecznie z wynikiem, do jakich w starciu z Rybakiną Świątek w tym roku przyzwyczaiła.
Gdy Wim Fissette został trenerem Igi, to powiedział wprost, że reprezentantka Kazachstanu jest dla Polki najtrudniejszą rywalką na świecie. Wówczas – rok temu – Świątek miała z Rybakiną tylko dwa zwycięstwa w sześciu pojedynkach. W 2025 roku obie mierzyły się cztery razy i zawsze górą była nasza tenisistka. Przed czwartą rundą Roland Garros – w półfinale United Cup (7:6, 6:4) i w ćwierćfinale “tysięcznika” w Dosze (6:2, 7:5), a po paryskim zwycięstwie jeszcze w półfinale turnieju WTA 1000 w Cincinnati (7:5, 6:3).
Ale jeśli zaczęliśmy od procentów od sztucznej inteligencji, to powiedzmy o procentach, z którymi zgodzi się pewnie każdy fan tenisa. Otóż na sto procent ostatnio seryjnie pokonywana Rybakina wyszła na kort w Rijadzie z jednym celem – żeby przerwać czarną serię.
Rybakina już w pierwszym gemie meczu ruszyła do ataku. Przy serwisie Świątek prowadziła 40:30, miała szansę od razu przełamać Polkę. Ale wtedy Iga obroniła się bardzo pewnymi podaniami. Generalnie od początku Iga serwowała dobrze, stabilnie. A po chwili jeszcze lepiej returnowała! Już przy pierwszym w meczu serwisie Rybakiny Świątek zanotowała breakpointa. Wygrała gema do 15, bo nic sobie nie robiła z piłek wprowadzanych do gry z prędkością po 185 km/h. Znów świetnie działała rada trenera Fissette’a, żeby do mocnych serwisów Kazaszki Polka ustawiała się dalej za linią końcową kortu niż to robi w meczach z innymi przeciwniczkami.
Po pierwszej kolejce WTA Finals w Rijadzie Rybakina była jedyną tenisistką z ośmiu biorących udział w imprezie, która nie dała się przełamać. Jeśli jej fani liczyli, że po przegranym gemie serwisowym ze Świątek szybko się otrząśnie, to przeżyli srogi zawód. Kolejnego gema Polka wyserwowała sobie do zera. I po zaledwie 11 minutach prowadziła już 3:0.
– Nie da się lepiej wejść w tak ważne spotkanie niż zrobiła to Iga Świątek – stwierdziła wtedy Joanna Sakowicz-Kostecka, komentując mecz w stacji Canal+. A towarzyszący jej Bartosz Ignacik dodawał, że choć sportowcy zawsze mówią, że każdy mecz to nowa historia, on nie wierzy, że Rybakina potrafi nie myśleć o tym, jak źle gra jej się przeciw Świątek już od dłuższego czasu.
Zaledwie dwa dni temu Rybakina była niemal perfekcyjna w starciu z czwartą w światowym rankingu Amandą Anisimova. Pokonała ją 6:3, 6:1 w zaledwie 58 minut. Tym samym przedłużyła swoją serię wygranych meczów z rzędu aż do siedmiu. Przystępując do pojedynku ze Świątek szósta obecnie rakieta rankingu WTA bezsprzecznie była w formie. Ale przeciw Polce przegrywając 0:3 przyszło jej bronić dwóch kolejnych breakpointów (było 15:40). Obroniła je czterema punktami wygranymi z rzędu. W krytycznym momencie tym razem serwis jej nie zawiódł. Ale i mowa ciała Rybakiny, i zachowanie jej trenera – Stefano Vukova – mówiły coraz więcej. Pokazywały, jak dużo niepewności jest w grze tej świetnej przecież tenisistki. A u Świątek przeciwnie, wszystko się zgadzało.
Po pierwszym przegranym gemie Iga błyskawicznie wyserwowała sobie wyjście z 3:1 na 4:1. Dobry serwis, ofensywa, ale z marginesem błędu, czyli z wykorzystywaniem geometrii kortu, ale bez potrzeby celowania w linie – to wszystko dało Polce kolejnego gema wygranego do zera. Na jego zakończenie usłyszeliśmy charakterystyczne dla Świątek “Jazda!”. I znów – kolejny raz w trakcie tego meczu – zobaczyliśmy trenera Fissette’a z miną typu “Tak jest, o to chodzi!”.
Z biegiem pierwszego seta Rybakina serwowała już lepiej i swoje następne gemy serwisowe wygrywała dość pewnie – na 2:4 do 15 i na 3:5 również do 15. Ale co z tego, skoro Świątek wypracowanej przewagi broniła tak pewnie, że jej rywalka nie miała ani jednej szansy, żeby odrobić stratę? Polka po 36 minutach wygrała partię 6:3, górując w niej nad Rybakiną serwisem, czyli największą bronią tenisistki urodzonej w Moskwie. Polka trafiła w tej partii 71 proc. pierwszego serwisu, a reprezentantka Kazachstanu 70 proc. A przede wszystkim Polka wygrała aż 90 proc. punktów po pierwszym serwisie (18/20), podczas gdy rywalka – 69 proc. (11/16). Te statystyki były równie ważne jak te pokazujące nam, że Świątek grała bardzo mądrze w wymianach – zaliczyła pięć uderzeń kończących przy tylko sześciu niewymuszonych błędach. A Rybakina miała co prawda dwa razy więcej winnerów (10), ale za to i aż trzy razy więcej niewymuszonych błędów (17). – Iga nie siłuje się z Rybakiną – podsumowała chyba najtrafniej Sakowicz-Kostecka.
Nagle gra Świątek się posypała. Trudno to zrozumieć
Niestety, zbyt nerwowo Świątek zareagowała w pierwszych trudniejszych momentach drugiego seta. Najpierw Rybakina do 30 wygrała swojego gema serwisowego, następnie wyszła z 15:30 na 40:30 przy serwisie Polki. Breakpointa miała dzięki temu, że chwilę wcześniej Świątek popełniła podwójny błąd serwisowy. A wykorzystała go dzięki temu, że Iga ewidentnie zbyt szybka chciała skończyć wymianę i wrzuciła forhend w siatkę.
I nagle po siedmiu z rzędu wygranych punktach przez Rybakinę – od stanu 6:3, 0:1, 30:15 patrząc z perspektywy Świątek – wynik odjechał na 6:3, 0:3. To było dobre dla widowiska. A dla Polki to mogła być dobra okazja do pokazania, w jakiej faktycznie jest dyspozycji w tym turnieju.
W Rijadzie Świątek gra po trzytygodniowej przerwie od rywalizacji. Przed rozpoczęciem Finalsów podkreślała, że ma za sobą bardzo dobre treningi. Mecz z Keys wygrała pewnie i mówiła, że jest zadowolona ze wszystkiego, co pokazała. Słusznie. Ale też prawdą było, że Amerykanka wracająca po kontuzji i dwumiesięcznej przerwie, Igi nie przetestowała. A Rybakina zaczęła to robić. Jak Świątek zareagowała? Gdy wygrała gema na 6:3, 1:3, ryknęła swoje “Jazda!” najgłośniej w tym meczu. Trudno było nie odnieść wrażenia, że w ten sposób odpowiedziała na zaciśniętą pięść Rybakiny po gemie dającym jej prowadzenie 3:0 w tej drugiej partii. Świątek była z tyłu, ale zdawała się mówić, że zrobi wszystko, żeby dogonić rywalkę jeszcze w tym secie.
Niestety, to było mylne wrażenie. Rybakina najpierw podwyższyła prowadzenie na 4:1, a już po chwili miała pierwszego breakpointa na 5:1. Po kolejnych błędach Polki. Gdy Iga zmarnowała piłkę na 4:2, wyrzuciła z siebie niecenzuralne słowo. Komentatorzy mieli rację i mówiąc o potrzebie rozładowania emocji, i o tym, że w grze Polki w drugim secie widzimy takie błędy, jakich w pierwszym nie było. Świątek coraz częściej zaczynała z Rybakiną się siłować. Widzieliśmy, że na jej siłę próbowała odpowiadać zagraniami jeszcze mocniejszymi, przez co traciła na płynności. I przez co drugi raz w meczu dała się przełamać – po forhendzie wyrzuconym na długość przegrywała w drugiej partii już 1:5. A moment później Rybakina już rozpędzona serwisowo (regularnie powyżej 190 km/h) dorzuciła kolejnego gema i w całym meczu zrobił nam się remis 6:3, 1:6 patrząc oczyma Polki.
Po godzinie i dziewięciu minutach Vukov cieszył się z wyrównania tak bardzo, że aż wymachiwał do Rybakiny zaciśniętą pięścią.
Świątek szukała pomocy u Fissette’a i Abramowicz. Nie znalazła
Świątek podeszła wtedy do swojego teamu na rozmowę. Nie słyszeliśmy, co mówił trener Fissette, nie wiemy też czy jakieś rady dla zawodniczki miała psycholożka Daria Abramowicz, bo w tym momencie pokazano nam planszę ze statystykami drugiego seta. Analizując liczby utwierdziliśmy się w przekonaniu, że Świątek zmieniła swoje nastawienie. Niestety
Raził bilans uderzeń kończących do niewymuszonych błędów – aż 4:19. Natomiast Rybakina w drugiej partii zagrała spokojniej niż w pierwszej – też miała cztery winnery, ale niewymuszonych pomyłek zanotowała tylko 10. “Tylko” oczywiście w porównaniu z 17 z pierwszej partii.
Aż 19 niewymuszonych błędów Świątek w drugim secie przy tylko sześciu z pierwszego najlepiej pokazują, że Polka w pewnym momencie uległa frustracji. Kluczem do sukcesu w decydującym secie musiało być dla Igi odnalezienie spokoju. Niestety, spokoju zabrakło Polce już w pierwszym gemie ostatniej partii. – Za bardzo się spieszy. Tak, jakby nie ufała sobie, że jest w stanie utrzymać tempo w dłuższych wymianach – oceniała Sakowicz-Kostecka po tym, jak Świątek dała się przełamać. Wynik 6:3, 1:6, 0:1, a nie 6:3, 1:6, 1:0 pojawił się na tablicy w Rijadzie głównie za sprawą błędów Polki. Świątek miała przy swoim serwisie aż trzy okazje do wygrania gema, ale wszystkie zmarnowała niewymuszonymi błędami.
A potem było już tylko gorzej. A nawet fatalnie. Kolejny raz w tym sezonie Świątek totalnie się pogubiła, gdy mecz przestał się układać po jej myśli. Przegrywając z Rybakiną 6:3, 1:6, 0:6 Polka stanie przed bardzo trudnym zadaniem wyjścia z grupy. W ostatniej kolejce będzie musiała nie tylko pokonać Amandę Anisimovą, ale też liczyć na korzystne dla siebie rozstrzygnięcia w innych meczach.




