Trends-CA

“Wygląda świetnie”. Z Rijadu napływają doskonałe informacje

Kamil Kołsut, korespondencja z Rijadu

Świątek oraz Anisimova po raz ostatni mierzyły się w ćwierćfinale US Open, gdzie Amerykanka wygrała 6:4, 6:3. Przed ich kolejnym pojedynkiem trudno jednak uciec od finału Wimbledonu, bo już tamto zwycięstwo 6:0, 6:0 w Londynie sprawiło, że – niezależnie od tego, co wydarzyło się wcześniej oraz później – Polka może uznać sezon za udany.

– Patrząc na wyniki oraz to, jak czasami czułam się podczas turniejów, to miałam w tym roku wzloty i upadki. Dużo się też nauczyłam, bo musiałam stawiać czoła nowym wyzwaniom. Był to chyba też pierwszy sezon, gdy nie czułam się już młoda. To coś nowego. Generalnie jednak już wygranie Wimbledonu uczyniło ten rok naprawdę specjalnym i niezwykłym. Postawiłabym ten wynik nad wszystkimi innymi – nie kryje Świątek.

ZOBACZ WIDEO: Kategoryczne słowa ws. zarobków piłkarzy kadry

Polka była też najlepsza w Seulu i Cincinnati oraz awansowała do finału w Bad Homburg. W 11 z 14 turniejów Wielkiego Szlema oraz WTA 1000 awansowała co najmniej do ćwierćfinału. Grała w tourze najwięcej (bo aż 78 razy) spośród zawodniczek czołówki oraz zwyciężała najczęściej (62). WTA Finals zamyka sezon, który był dla niej zdecydowanie bardziej słodki niż gorzki.

Kim jest Amanda Anisimova? Jej droga do WTA Finals była długa

Anisimova ma za sobą długą drogę. Urodzonej w New Jersey córce pracowników sektora bankowego Konstantina i Olgi, którzy w 1998 roku wyjechali z Moskwy do Stanów Zjednoczonych, szybko przyklejono etykietkę cudownego dziecka amerykańskiego tenisa. Była jeszcze nastolatką, gdy awansowała do półfinału Roland Garros (2019), ale jej karierę wyhamowała śmierć ojca, który nagle zmarł na zawał serca.

Żałobę Anisimova długo próbowała leczyć na korcie i choć miała wzloty, jak ćwierćfinał Wimbledonu z 2022 roku, to wkrótce stała się cieniem samej siebie. Przyznawała, że poczuła się wypalona, jakby tenis to było za dużo, więc przerwała karierę i wzięła bezterminowy urlop od sportu, który ostatecznie potrwał osiem miesięcy.

Zadbała w tym czasie o siebie. Poszła do college’u, medytowała, spacerowała po muzeach, zaczęła malować. Miała nawet w Nowym Jorku wystawę pod hasłem “Sztuka dla nadziei” i wkrótce zaczęła oddawać swoje inspirowane Vincentem van Goghiem dzieła na charytatywne aukcje. – Gdybym mogła cofnąć czas, to w dziesięciu na dziesięć przypadków podjęłabym taką samą decyzję – opowiadała, gdy o ten urlop od wyczynowego tenisa zapytała ją “L’Equipe”.

Powrót nie był łatwy, bo przeszkadzały urazy. Pomogła dopiero pochodząca ze Szwecji fizjoterapeutka Shadi Soleymani, która – jak pisał niedawno “The Athletic” – okazała się w jej sztabie kimś więcej: masażystką, dietetyczką oraz specjalistką od higieny snu. Sama mówiła, że opiekuje się nią niczym matka.

Amanda Anisimova czeka na Igę Świątek. “Lubię grać z najlepszymi”

Anisimova rok po porażce w kwalifikacjach Wimbledonu awansowała w Londynie do finału. Później zagrała jeszcze tylko w czterech turniejach. Wygrała dwa mecze w Montrealu i jeden w Cincinnati, żeby następnie ulec w finale US Open Arynie Sabalence oraz wygrać imprezę WTA 1000 w Pekinie. Zarobiła ponad 6 mln dolarów, ma bilans meczów singlowych 44:16. Oba tegoroczne zwycięstwa turniejowe – także Dauhę – odniosła na nawierzchni twardej.

– Powiedziałam na początku roku w jakimś wywiadzie, że chciałabym zakończyć sezon w czołowej “dziesiątce” rankingu, ale to był wtedy jeszcze bardzo odległy cel. Pomogło to, że umiałam cieszyć się procesem. To wszystko, co się wydarzyło, jest naprawdę ekscytujące – nie kryje dziś Anisimova, która jest w WTA Finals jedyną debiutantką.

Amerykanka przegrała w Rijadzie z Jeleną Rybakiną 3:6, 1:6 oraz pokonała Madison Keys 4:6, 6:3, 6:2. Mecz ze Świątek rozstrzygnie kwestię awansu do półfinału. – Cieszę się, że mam już na koncie to jedno zwycięstwo, bo dało mi dużo pewności siebie. Chcę wciąż tu grać oraz robić to jak najlepiej. Uwielbiam mierzyć się z topowymi przeciwniczkami i wiem, że każda, której przyjdzie mi stawić czoła podczas tego turnieju, będzie olbrzymim wyzwaniem – deklaruje.

Idze Świątek wyjęli wtyczkę. U rywalek to wygląda zupełnie inaczej

Świątek dzień po meczu z Rybakiną wróciła do swoich rutyn. Nie wiemy, czy obejrzała kolejne odcinki “Gry o Tron” i na jakim jest etapie fabuły, ale widzieliśmy popołudniowy trening, który przebiegał w naturalnym dla niej rytmie. Dominowały cisza i skupienie. Nawet ze stojącego przy korcie telewizora ktoś wyjął wtyczkę, żeby pracy nie zaburzała transmisja meczu deblistek.

Kiedy kilkanaście metrów dalej dominował luz, bo Sabalenka rzucała uśmiechami i żartami, a włoski trener głośno pokpiwał z nieznacznych autów Sary Errani, u Świątek działo się na poważnie. Polka cały czas była w swoim tunelu koncentracji. Serię wymian na kilka minut przerwała tylko rozmowa z psycholog Darią Abramowicz i trenerem Wimem Fissettem. Sportowo, jak powiedział nam jeden z byłych zawodników, „wyglądała naprawdę świetnie”.

Polka jest w sytuacji o tyle rzadkiej, że porażka w tenisie to niemal zawsze koniec turnieju. Wyjątkiem są niektóre zawody drużynowe, półfinał igrzysk – Świątek rok temu w Paryżu podniosła się po porażce z Qinwen Zheng i zdobyła brąz, pokonując Annę Karolinę Schmiedlovą – oraz właśnie WTA Finals, gdzie faza grupowa w obecnej formule wróciła w 2003 roku.

Tylko dziewięciokrotnie mistrzyni imprezy była w tym czasie niepokonana – jako ostatnia z kompletem zwycięstw po tytuł sięgnęła przed dwoma laty właśnie Świątek – a dwanaście razy trofeum odbierała tenisistka, która wcześniej doznała w turnieju porażki. Polka może do tej drugiej grupy dołączyć, jeśli pozostanie w swoim tunelu i wróci do gry z pierwszych trzech setów WTA Finals, a dwa ostatnie okażą się na tej drodze jedynie drobnym zakłóceniem.

Related Articles

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Back to top button